Norman Davies - Galicja

Raz na jakiś czas buszując po polskim Internecie można natknąć się na grafikę prezentującą mapę preferencji wyborczych w takich czy innych wyborach, na której wyczulone historycznie oko błyskawicznie zauważy linie podziału pokrywające się z granicami dawnych mocarstw rozbiorowych. Dowodzić ona ma, że historia to nie tylko materia właściwa dla nudnych podręczników przesyconych datami, lecz również pozostająca nie bez wpływu na kształtowanie się znanej nam codzienności. Historia kształtuje nasze fobie i nasze perspektywy, nasze przyzwyczajenia i rzecz jasna kulturę. Nawet jeśli jej korzenie tkwią poza obecnymi granicami, tak jak habsburska (i posthabsburska) Galicja.
Miłośnicy prozy Normana Daviesa nie powinni czuć się zaskoczeni doborem tematu jego najnowszej książki, zwłaszcza zważywszy na wielkolitewski wątek w „Zaginionych królestwach”, jak też jego krakowskie doświadczenia życiowe. Nie da się również ukryć, że dobrze się on wstrzelił w oczekiwania polskich czytelników, z jednej strony Galicja nie do końca wpasowuje się w dominujące – wyłącznie martyrologiczne – postrzeganie okresu zaborów, z drugiej daje się zauważyć nową falę zainteresowania „obcą” przeszłością, choćby w dostrzeżeniu wpływu mniej czy bardziej obcych społeczności na współczesny krajobraz naszych miast i wsi.




Atutem książki walijskiego pisarza jest niewątpliwie fakt, że jest on zdolny do spojrzenia szerszego niż właściwego dla „etnicznie zainteresowanych” autoró
w. Z drugiej strony zaś nie przychodzi mu eksplorować zupełnej terra incognito, a w konsekwencji nie wpada – a przynajmniej nie tak łatwo – na rafy takich czy innych narodowych mitów lub co gorsza propagandy.

Mimo to czasami można odnieść wrażenie, iż mimo wszystko jego spojrzenie jest nieraz dość jednostronne. Wzorem wielu, wielu innych autorów często przyjmuje on perspektywę piśmiennych elit, a przynajmniej przypisuje jej nadreprezentatywną rolę. Nie traci on zupełnie z oczu chłopstwa czy miejskiej i wiejskiej biedoty, lecz choćby Adam Leszczyński niedawno dowiódł, iż właściwe źródła nie są aż tak skromne.

Lektura „Galicji” to duża przyjemność, autor ze swadą przebiera w rolach historyka, gawędziarza czy reportażysty. I choć niewątpliwie niemal każdy z czytelników zaznajomionych już nieco wcześniej z tematem bez problemu wskaże na całe mnóstwo tematów potraktowanych w ich ocenie zdawkowo, to poglądu tego nie podzielą zupełni profani. Pozostaje trzymać kciuki za zamysł autora zwiększenia percepcji wschodnioeuropejskiej Galicji na tle jej iberyjskiej odpowiedniczki.

Autor: Klemens
skomentuj
KOMENTARZE NA TEMAT GRY
więcej komentarzy dodaj komentarz